Pierwsza część Diablo ujrzała światło dzienne pod koniec grudnia 1996 roku jako nikomu nieznana fabularna gra akcji. Nie można jednak mówić o trudnych początkach, ponieważ gra praktycznie od razu stała się światowym bestsellerem. W ciągu kolejnego roku sprzedano prawie milion egzemplarzy, przez co niemal jednogłośnie wybrano ją grą roku 1996. Potem przyszedł czas na „dwójkę”, która przysporzyła serii jeszcze większej popularności i skutecznie zaostrzyła apetyty na kolejną odsłonę. W takich nastrojach oczekiwano więc kolejnego dziecka Blizzard Entertainment – Diablo III.
Dwanaście lat – dokładnie tyle przyszło czekać fanom serii. Wprawdzie w międzyczasie pojawiały się liczne przecieki odnośnie tego, jak będzie wyglądał system walki, rozwój postaci oraz rzecz najważniejsza – czy nowa część Diablo będzie tak samo grywalna, jak poprzednie? Słowem – czy autorzy „nie przekombinują”? Obiektywnej odpowiedzi można udzielić już po kilku godzinach grania.
W Diablo III się po prostu wsiąka. Najważniejszą informacją jest to, że twórcy nie odeszli od rdzennego pomysłu poruszania się po kolejnych poziomach i niszczenia wszystkiego, co napotkamy na swojej drodze. Jest to wprawdzie pewnego rodzaju liniowość, czy też schematyczność, fabuły. Niemniej jednak w żadnym wypadku nie można stwierdzić, że jest to wada tej gry. To właśnie na tym polega niewątpliwy urok Diablo.
Istotną zmianą są natomiast lokacje, które (wbrew powszechnie panującej tendencji) zostały nieco zmniejszone, co znacznie poprawiło dynamikę samej rozgrywki, a gracz nie jest już skazany na błądzenie po pustych korytarzach. Na uwagę zasługują również nowe rozwiązania graficzne, które z pewnością przykuwają uwagę, zwłaszcza podczas naprawdę zaciętych pojedynków. Całość doskonale dopełniają efekty dźwiękowe, dzięki którym niemal namacalnie możemy poczuć faktyczną siłę naszej postaci.
Nie sposób opisać w tym miejscu wszystkich walorów nowej części Diablo. Dla fanów gatunku z pewnością jest to pozycja nie do pominięcia. W Diablo III po prostu trzeba zagrać. Miejmy nadzieję, że na czwartą część nie będziemy musieli czekać kolejnych 12 lat.